Zbliżały się urodziny i imieniny mojej Mamy. Jakiś tydzień wcześniej zadzwonił do mnie mój Tato. Chciał dla Mamuni zamówić kwiaty i zawsze to robił u pewnego Pana Florysty. Niestety ostatnie bukiety nie spełniały jego oczekiwań. Powiedział, ze doznał rano olśnienia. ” przecież Ty córka robisz piękne bukiety i tak sobie pomyślałem, że zamówię u ciebie. Myślałem o angielskim z piwonii i róż z czymś zielonym, a ty właśnie takie najbardziej lubisz i od razu pomyślałem o tobie. Chcę przeznaczyć …(z wiadomych przyczyn nie podaje kwoty – moja Mother także czyta tego bloga:)) za parę dni dostarczę tobie wazon w jakim chcę żebyś zrobiła bukiet, ale za kilka dni, ponieważ teraz stoją w nim piwonie i mama na pewno zauważy jego znikniecie.”
Na pewno się domyślacie jak bardzo mnie dowartościował telefon mojego Tatusia, ale nie wiecie, że przed moimi rodzicami czuję największą tremę. Bardzo się liczę z ich zdaniem i to dzięki nim posiadam właśnie taką, a nie inną wrażliwość. Tym bardziej się denerwowałam, że nie ukończyłam żadnego kursu florystycznego i wszystko robię na wyczucie. Wiem też (od kuzynki florystki), że nie układam prawidłowo kwiatów jak uczą profesjonaliści. Czas upływał, trema rosła, pomysł miałam, ale nie wiedziałam jak się nazywa pewna roślina. Moja kuzynka nie wiedziała o co mi chodzi. Szukałam inspiracji u wujka googla i nie tylko. Bez rezultatu. Postanowiłam wybrać się na giełdę żeby zobaczyć czy są takie jak trzeba piwonie, i takie jak wymyśliłam róże. Byłam tez ciekawa czy znajdę tę tajemniczą roślinę, którą miałam w swoich wizjach. Przyznam się wam, że nie znoszę wcześnie wstawać, ale na giełdę kwiatową zawsze mam ochotę i siłę pojechać. Jest to dla mnie bajeczne miejsce. Mogę się długimi godzinami przechadzać tymi alejkami i nie czuję zmęczenia , znużenia. Uwielbiam ten stan kiedy moje myśli są bombardowane tysiącem pomysłów na następne bukiety. To jest moja jedna z niewielu ładowarek życiowych baterii.
Niestety po 2 godzinach na giełdzie nie znalazłam poszukiwanego zielonego dodatku – wypełniacza. Brak tez było piwonii. Trema rosła. Zaczęłam rozmawiać z pewną panią, która właśnie przy mnie sprzedała wszystkie piwonie. Umówiła się ze mną na następny dzień. Mają być różne piwonie i róże ogrodowe – BINGO!HURA! Po powrocie do domu przypomniałam sobie, że kiedyś moja kuzynka florystka – Martuś, dała mi swoje notatki z kursów florystycznych. Były to zdjęcia z nazwami i krótkim opisem tzw wypełniaczy bukietów. Znalazłam notatki i … znalazłam poszukiwaną roślinę – SZARLAT. Zwisające zielone sople. Wiem teraz czego mam szukać. Jutro jadę do pani i do Bronisz w poszukiwaniu Szarlatu. Jestem. Pani jest, ale nie ma ani piwonii, ani róż – to jędza. Na szczęście tego dnia było morze piwonii. Następne na celowniku Bronisze. I jest szarlat i róże. Po powrocie, zaczęłam robić bukiet. Nie było łatwo. Wazon wąski, kwiatów multum. Dałam radę. Skończyłam o 10.30. SMS: „Bukiet gotowy do odebrania:)”
Tato był zachwycony, Mama tym bardziej, ponieważ pojechałam do Mamy razem z Tatą. Każdy miał swoje kwiatki. Pierwsze co powiedziała Mama: „A to jest chyba dzieło Julii”.
Uzasadnienie ” ten bukiet jest taki juliowy” 😉